wtorek, 23 lutego 2010

Inne słońce...

No i już. Cały zabieg przenoszenia się z miejsca na miejsce został zakończony. Pozostawiliśmy za sobą ślad, który będzie nas czasem prowadził w drugą stronę.

Mamy ze sobą większość rzeczy, kilka paczek wciąż stoi nierozpakowana - ciężko jest co chwila chować i znowu szukać na to miejsca. Minie jeszcze jakiś czas zanim na wszystko znajdzie się półka, schowek. Dochodzi też do tego kwestia przyzwyczajenia. Złapałem się dzisiaj na tym, że chciałem się napić herbaty i nie wiedziałem przez chwilę gdzie sięgnąć. Stałem na środku kuchni, a już po chwili robiłem coś zupełnie innego... Coś jak próba pracy kończyną, której się już nie ma.

-- Pierwsze noce --

Pierwsza noc była zaskakująco udana. Spałem dobrze, choć obudziłem się przed ósmą. Od razu wiedziałem, że łóżko daje mi bardzo dużo odpoczynku i że powrócę najpewniej do siedmiogodzinnej nocy. Trasa do Wrocławia nie była tak ciężka jak myślałem, a miasto przywitało nas ciepłą pogodą i słońcem. To duża odmiana po Świdniku, gdzie podczas pakowania auta padał deszcz ze śniegiem... Swoją drogą nasze auto rzeczywiście ma charakter! Kiedy załadowaliśmy wszystko do niego w garażu okazało się, że nie mogę wyjechać... Załadowane pod dach autko prawie się rozkraczyło i rysowało tłumikiem i rurą po kostce. A więc - wyjmowanie, wyjazd z garażu, ponowne pakowanie w deszczu i ta-da! Jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami przeziębienia.

Droga przez Kraków i autostradę jest naprawdę dobra. Na liczniku stuknęło 550km w jedną stronę, czyli więcej o 100km niż w linii prostej, ale zdecydowanie mniej odczułem tę trasę na sobie. Nawet zapłacenie 2x8zł nie zniszczyło naszego dobrego nastawienia.

Na miejscu okazało się, że zajechaliśmy od drugiej strony (GPS ma jednak jakieś wady) i jechaliśmy po czymś, co kiedyś ma być drogą asfaltową. Kilometr tej trasy był równie męczący co cała dotychczasowa wędrówka. Z tak obciążonym autem myślałem tylko, żeby się dotoczyć, noc zbliżała się coraz szybciej.

Na miejscu okazało się, że nasz blok jest chyba jednym z najbardziej odizolowanych bloków w tej okolicy Wrocławia. Osiedle jest zamknięte, za oknami z jednej strony bloki, z drugiej... pole. A za tym polem hen daleko Wrocław. Czyli innymi słowy cisza.

We wnoszeniu rzeczy pomogli nam sąsiedzi - bardzo miła para w naszym wieku, myślę, że będzie dobrze mieć kogoś takiego obok.

Minęło już dwa dni i wiem, że okolica jest wypełniona raczej pozytywnie nastawionymi ludźmi. Wszystko jest tutaj spokojne, mimo gościa, który piętro wyżej coś wierci (ponoć od kilku tygodni) z losowymi odstępami czasu. Coś jakby robił to dla samej frajdy wiercenia w betonie... Obok, lub poniżej małe dziecko. Ale wszystko do zniesienia. Po prostu będziemy musieli się do tego przyzwyczaić...

Tak samo kwestia przyzwyczajenia w kuchni, łazience, w miękkości wody, otwieraniu okien i tak dalej. Ale jest to w gruncie rzeczy pozytywne odczucie. Nawet dzisiaj w sklepie, lokalnym warzywniaku, czułem się inaczej. To już nie zakupy, ot tak. To zakupy z głową. Musisz warzyć każdy pieniądz, myśleć o garnku na jutro i lodówce. Takie drobiazgi...

Na razie mamy jeszcze czas... I odpoczywamy. Nic nie przychodzi mi do głowy. Słońce świeci z innej strony. Wiatr jest ciepły, a ja nie czuję się na swoim terenie. Potrzeba jeszcze chwili. Spróbuję napisać więcej jutro. I z czasem coraz więcej. Mamy Internet i TV więc możemy łączyć się ze światem. ;)

2 komentarze:

  1. Postanawiam przekazać Ci trzy ważne rady do zastosowania w pracy: Numer 1: Kryj mnie. Numer 2: Och, to świetny pomysł szefie! Numer 3: To już tak było kiedy tu przyszedłem. Są to słowa starego dobrego H.J.S. zastanów się nad nimi i... jeśli zechcesz je zastosować to na pewno zajdziesz tak daleko jak on!

    OdpowiedzUsuń
  2. Byle do jutra. Dziś trzeba zapomnieć
    o tym co wczoraj zdawało się jutrem:
    śmieszną nadzieją na coś lub obawą
    przed czymś, co przyjdzie, a więc już się stało.

    OdpowiedzUsuń