sobota, 27 lutego 2010

Mija kolejny dzień. Za oknami słońce...

Kolejne dni mijają w oczekiwaniu na zmiany, które następują czy tego chcę czy nie. Czasem patrzę przed siebie i zastanawiam się, czy bycie świadomym tych zmian to rzecz dobra czy zła. Dlatego trochę się temu poddaję. Oddaję pałeczkę losowi, bo na tym etapie niewiele więcej mogę zrobić. Czuję się trochę zmęczony - tym całym szukaniem pracy, szukaniem szansy i teraz dopiero powoli zacznę obserwować co się dzieje z moim życiem. Ciężko też po takim okresie odpocząć, bo tak naprawdę oczekiwanie, czy stres, to nie wysiłek fizyczny. Delikatnie ogłupia, usypia, osłabia zmysły.

Teraz mój organizm jest w lekkim szoku i wciąż walczy z tym co się dookoła dzieje. Czuję wieczorami niepokój, jakieś dziwne, irracjonalne stany lękowe. Swojego czasu rozmawiałem o tym z Agą i doszliśmy do wniosku, że bujna wyobraźnia to nie tylko same korzyści. Do każdego zdarzenia mogę dopisać ciąg wydarzeń, które wykrzywią je, zmienią. Coś w rodzaju niepotrzebnego i niezrozumiałego mechanizmu obronnego. Rozumiesz, to jest tak, że kiedy słyszy się w nocy dźwięk (jakikolwiek, na przykład wyłączanie systemu chłodzącego w lodówce) to zazwyczaj to nic nie oznacza. W moim przypadku widzę (zazwyczaj) coś złego, coś nietypowego. Takie przeczulenie na zmysłach. Jakby w obawie o przepalenie obwodów mój mózg od razu buduje obrazy różnych sytuacji, a stamtąd tylko o krok do całej historii. Czasem, kiedy obudzi mnie coś w nocy, nie mogę zasnąć, aż taka wizja się nie rozmyje, albo nie zmuszę się do tego, by myśleć o czymś błahym i niepoważnym. Najciekawsze jest to, że nie wyobrażam sobie bez tego nocy. To znaczy, chciałbym przesypiać całą noc, ale to będzie rzadkością.

Sypiam bardzo czujnym snem, nawet teraz jestem delikatnie zgaszony tą nocą. Gdzieś w jej środku obudziło się dziecko u sąsiadów - ja już nie śpię. Coś stuknie za oknem, a ja jestem gotowy i wyspany. Trochę męczące, zwłaszcza, kiedy to stanie się tuż przed planowanym wstawaniem. W domu było tak samo. Pierwszy dźwięk rano budził mnie na dobre. Nie potrafię zasnąć ponownie i bardzo zazdroszczę jej, że tak łatwo śpi, chociaż z drugiej strony potrzebuje tego snu o wiele więcej.

Tak jak napisałem, powoli wszystko znajduje swoje miejsce i dobrze mi z tym. Obserwuję całą tą sytuację i myślę, a nie rozmyślam, jak to zwykle bywa. Mam sporo czasu i wszystko dzieje się po kolei. Każdego dnia część układanki znajduje się obok innych. Ułożone ubrania, pierwsze poważne gotowanie, powoli nauka nie wpadania na siebie w nowym mieszkaniu. Możesz tego nie zrozumieć, dopóki nie przeniesiesz się w inne miejsce. Mnie osobiście na samym początku najbardziej denerwowało, że nie potrafiliśmy znaleźć dla siebie nie tyle miejsca, co trasy. No wiesz, jeśli coś gotujemy, to trzeba się krzątać. Jeśli ja odkurzam, a ona robi coś innego, to nie można co chwilę sobie przeszkadzać, wpadać na siebie. Nie, to nie jest ani romantyczne ani słodkie. A więc trasa. I żaden GPS tutaj nie pomoże, tylko czas i chęci. Teraz już jest o wiele lepiej. Myślę, że sporo w tym układaniu miała wpływu cierpliwość i czas. Skoro mamy go dużo, to wystarczy tylko czasem usiąść i cieszyć się nim. I oczywiście drugą osobą. Docieranie się w nowym miejscu jest trochę jak z docieraniem silnika w nowym aucie. Nie można przeginać na start, bo potem będzie to miało przełożenie na całość pracy auta...

Dziwny jest ten czas. Wydaje mi się nadal, że ma swoją osobowość. Selektywnie pomaga nam radzić sobie z naszymi lękami. Sam decyduje co i kiedy nam aplikować, jaką nutę zagrać na naszych nerwach. Chyba najwyższa pora przestać z nim walczyć. Przestać go zmieniać na siłę. Czas trochę poobserwować. Wbrew temu, co spekulowałem, to chyba będzie całkiem dobry rok. Tylko nic na siłę.

Pójdę do pokoju obok, tzw. sypialni. Obok łóżka i lampki leży książka Stephena Kinga (a kogóżby innego...). Wziąłem ich sporo, wciąż podziwiam go za jego niesłychane epitety i porównania. Zaraz ci coś przeczytam:

Szeroko otwarte cyklopowe oczy, nos niczym okrętowy aflaston oraz usta jak u totemicznego idola dopełniały wizerunku, straszliwego i fascynującego zarazem.

Co to ma być? Jak sobie to wyobrazić? Kto mógłby użyć podobnych słów do opisania człowieka? Czytałem ten krótki opis z dziesięć razy przed snem i wciąż ciężko mi go ogarnąć. Co myślał autor pisząc to zdanie? Za to go uwielbiam. Niedługo zrobię spis książek i adaptacji kinowych, które miałem okazję zobaczyć. Sporo tego już jest. Może przekonam cię do kilku jego książek. Moim zdaniem warto.

A tak na prawdę uwielbiam go za jego cytaty, które zamieszcza przed pierwszą stroną. Robi tak odkąd pamiętam i zawsze trafiają one w samo sedno. Przewijają się przez całą powieść, wkradając w każdy rozdział. Tym razem jest to:

"Pamięć jest pogłoską na prywatny użytek"

Ciekawe, czy każdy z nas mógłby napisać podobną myśl, co pewien czas, do swoich rozdziałów...

1 komentarz:

  1. Czas
    mój największy wróg, mój najlepszy przyjaciel
    Czas
    nie używa słów, ale zawsze odnajdzie

    On zawsze jest z nami. Czasem odepchnie, czasem przytuli. Nabiera kształtów tego, co cię otacza i w końcu zlewa się, wtapia w otoczenie. Później pozwala się nawet oswoić i stać sie elastycznym jak plastelina...Kiedyś.

    OdpowiedzUsuń