niedziela, 23 czerwca 2013

Nauka latania

Samolot pozytywnie mnie zaskoczył. Lotnisko także. Każdy został dokładnie "przebadany". Spotkałem kolegę z treningów przy bramce. Takie mają teraz standardy - po ostatniej kontroli, która nie wypadła zbyt dobrze. Musiałem wyjąć całą elektronikę z plecaka, prawie baterie z aparatu musiałem wyjmować. Ale to dobrze, wolę tak, niż w drugą stronę.

Przelot trwał dokładnie godzinę. Godzinę... Samolot zapełniony, ale całkiem wygodny. Na takiej odległości nie czuć dyskomfortu. Zanim człowiek się zestresuje, już jest się na miejscu.

W samej Norwegii nie zostałem "wybrany" do przeszukiwania. Może i dobrze, bo miałem o paczkę fajek za dużo. :) Ale ponoć nikt nie robi z tego wielkie afery. Na przemytnika nie wyglądam.

Z samego lotniska wyruszyliśmy samochodem. Na parkingu zaczął padać ciepły deszcz. Powietrze było bardzo rześkie. Miła odmiana po upalnej Polsce. Droga do Oslo została wzbogacona o przystanek u Igora, brata Oliwii, który w Norwegii jest już ładnych parę lat. Co prawda nie poznałem jeszcze jego żony, ale zobaczyłem okolicę, w której mieszka i jego dom. Dom na zboczu fiordu to piękne miejsce. Balkon wychodzący na morze. Żadnych płotów. Sąsiedzi blisko. A mimo to jest cicho i spokojnie. On sam był zdziwiony, zapamiętał mnie jako małego dzieciaka. A teraz jestem od niego o głowę wyższy.

Wnętrza domów są... jakby to powiedzieć... oszczędne. Ale nie mam tu na myśli tylko oszczędności pieniędzy. Miejsca nie ma za dużo, więc nie zagraca się go zbędnymi duperelami. Rzeczy niewiele, ale potrzebnych. Często wnętrza obite są sidingiem, nawet w blokach. Świetna izolacja termiczna i dźwiękowa.

Woda. Sporo słyszałem o norweskiej wodzie w kranie. Trochę nie chciało mi się wierzyć. A teraz dowód:

To jest wnętrze i grzałka czajnika używanego od nowości. Kamienia brak, osadu brak. Smak? Taki jak nasza żywiec zdrój, tylko nie czuć plastiku... Niebywałe.

Jeszcze jeden drobiazg. Mówiłem już trochę o powolności, schematyczności. To wszystko prawda, nawet światełko w lodówce zdaje się to potwierdzać! Nie zapala się od razu, ale stopniowo rozjaśnia. Tak, żeby nie "porazić" otwierającego... :)

Dzisiaj wysłałem 2 aplikacje do dobrych restauracji w okolicy. Akurat potrzebują anglojęzycznej pomocy. Mam nadzieję, że coś się uda. W razie czego idę jutro z nimi pogadać. Nie sądzę, aby praca w norweskiej knajpie należała do najcięższych zadań. Popracuję chwilę, z ciekawości, jeśli mnie zechcą.

Pojutrze się przenosimy. Tym razem na dłużej. Poszukam dojo, albo sali gimnastycznej. Skontaktuję się z trenerami, sensei itp. Tutaj ruch i sport jest bardzo ważny. Jakoś trzeba te endorfiny produkować. A że słońca jest jak na lekarstwo, ruch jest jedynym sposobem na poprawianie pracy organizmu.

Tak naprawdę jakby się uprzeć, to wszędzie jest stosunkowo blisko - dystans rowerowy. A z tolerancją na rowerzystów jest to naprawdę miły środek transportu. Oczywiście zdarzają się kradzieże, ale to chyba po części nieuniknione. Tylu tutaj imigrantów...

Na wczorajszej imprezie okazało się, że sporo osób jest spoza Norwegii. Ale jednak wartości wyznawane przez nich są bliskie, spójne. Ten rodzaj spokoju jest uzależniający. Być może nie zawsze da się odpocząć fizycznie, ale psychiczny relaks jest widoczny z daleka. Może to rekompensata za brak słońca?

Oliwia pojechała pracować nad swoim projektem. Buduje z gliny model łodzi podwodnej u-532 (jeśli dobrze pamiętam). To żmudna i trudna praca, ale jest coś dziwnie hipnotyzującego w patrzeniu jak milimetr po milimetrze z gliny wyłania się coraz bardziej "idealny" kształt.


A to Oliwia przy pracy:

Ok. Idę trochę poćwiczyć. Słońce wychodzi co chwila zza ciężkich, szarych chmur. Ciężko nadążyć tutaj za pogodą. Najlepiej mieć ponoć przy sobie zawsze kurtkę deszczową, nawet kiedy za oknem 25 stopni i czyste niebo. Tak jak w górach.

I na koniec jedna ciekawostka. Szklanka z lokalnej IKEI. Jeśli rozpoznasz gdzie jest produkowana, to napisz do mnie. Ja byłem w szoku...


Do usłyszenia niedługo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz