wtorek, 9 lipca 2013

My bicycle

Czasem, kiedy przechadzam się ulicami Oslo mam wrażenie, jakbym miał tysiące myśli na temat różnic pomiędzy naszymi krajami, tysiące porównań. Wszystko wydaje mi się ciekawe i warte odnotowania. Ale potem wracam do mieszkania i wszystko (albo większość) ulatuje. Nie pamiętam też o czym już pisałem, a o czym jeszcze nie, więc wybacz mi powtórzenia.

Wczoraj wybrałem się na dawno oczekiwaną przejażdżkę nieco dalej. Pojechałem na południe, do jednego z parków, prawie brzegiem fiordu. Widziałem ładne domy i mieszkania, tzw. lepsze dzielnice, ale i tak muszę ci powiedzieć, że budują strasznie blisko siebie... Jeszcze bliżej niż u nas. Okno w okno, drzwi w drzwi. Taki kolejny krok do wymuszenia albo zamkniętej prywatności, albo wręcz przeciwnie - otwartości. Faktem jest, że nie widziałem zbyt wielu ludzi kręcących się wokół domu. Znowu miałem wrażenie, że miasto śpi. Kto wie? Może wszyscy do wieczora ciężko pracują, a domy stoją całe dnie puste?

Już mówiłem - Oslo to miasto dla rowerzystów. Kto wie, może i reszta kraju też tak wygląda?
Droga prowadząca na południe oczywiście ma także trasę rowerową, więc można się skupić tylko na pedałowaniu i podziwianiu widoków. A już po kilku minutach jechania pod górę jest co podziwiać.


Niewiele mogę powiedzieć o tej części Oslo. Wiem tylko, że widoki są piękne, można się zatrzymać na jednym z przygotowanych postojów i zrobić przystanek, piknik, poczytać książkę.


Pogoda dopisuje, i będzie tak przez cały tydzień. Wziąłem więc książkę i przeczytałem siedząc na jednym z takich tarasów widokowych. Przewaliło się przez niego masę osób: para z dzieckiem, facet, który widocznie miał przerwę w pracy i wziął tam swój lunch, kilka osób na rowerach, na motorach. I chyba dwóch Polaków... Bo spodnie 3/4 w kratkę i sandały z grubymi skarpetami i kaszkietówki firmy budowlanej to znak rozpoznawczy. No i ten śmiech, rżący śmiech. Jakby każdy dookoła musiał wiedzieć, że jest mu wesoło.




Niestety od tej strony fiord był pokryty grubą warstwą betonu i przemysłu. Nie udało mi się zejść nad sam brzeg, ale i tak wycieczka była przyjemna.

Dzisiaj planują na górze burze, więc raczej nigdzie nie pojadę, ale już jutro myślę nad innym kierunkiem i kolejną wycieczką.

Muszę tylko przestać ślepo wierzyć nawigacji... Ostatnio stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie wjechać do tunelu szybkiego ruchu. Okazało się, że ścieżka rowerowa się skończyła, a ja stałem na wąziutkim chodniku serwisowym i słuchałem, czy tir jadący 70 na godzinę tuż obok mnie zauważy, że chcę wracać, czy nie. Wrażenie niezapomniane.

Mam jedną myśl. Policja. Nie mówcie więcej, że to ludzie, którzy mieszkają w danym kraju tworzą nastrój społeczny, wrażenie bezpieczeństwa, stabilności. Być może jest tak w jakiejś części, ale jednak Policja musi robić swoje. Byłem świadkiem kilku akcji, od wylegitymowania bezdomnych, po reakcję na sygnale itp. Dodatkowo byłem przecież na komendzie głównej i widziałem więzienie w środku miasta. Za każdym razem mam wrażenie, że robią naprawdę dobrą robotę. Pamiętajcie, tutaj jest więcej narodów niż u nas. Pomimo tego, że ludzie teoretycznie są spokojniejsi, musisz zawsze brać pod uwagę różnicę kulturową. Dla jednego machanie ręką jest normalne, dla innego to sygnał do ataku. Tak samo z podniesionym głosem i nietykalnością. No i jeszcze znajomość języka. Oslo, z tego co zdążyłem się dowiedzieć, nie cieszy się dobrą sławą jeśli chodzi o bezpieczeństwo, ale to oczywiste. Norwegowie wiedzą, że jest tutaj bardziej ryzykownie niż gdzie indziej - na obrzeżach czy w okolicznych miasteczkach. Tam panuje całkowity spokój. Tutaj trzeba uważać, ale dla Polaka to normalka.

Niestety, facet z podkaszarką nagina pod oknem, nie mogę się skupić na własnych myślach. Mam wrażenie, że jednak coś łączy pracownika polskiego i norweskiego. Taka praca musi wystarczyć na długo! Powoli, majestatycznie będę zatem podkaszał, centymetr za centymetrem. A może to po prostu jeden z naszych? :) Napiszę później coś jeszcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz