piątek, 12 lutego 2010

My last day.

   Dzisiaj mój ostatni dzień w pracy. Zgodnie z tradycją post zaczynam od zdjęcia, które ma najlepiej oddawać mój nastrój. A może to tylko efekt wczorajszego maratony z serialem "Scrubs" (Hoży doktorzy)? Nic nie jest pewne. A może jednak? Okazuje się, że dzień 12 luty 2010 jest dniem, w którym żegnam się z firmą, w której obecnie pracuję. A pracowałem już tutaj od czasów przedstudenckich. 


Dokładnie to zacząłem pracę w 2004 roku i obsługiwałem kawiarenkę internetową. Teraz prowadzę samodzielnie wykłady i istnieje prawdopodobieństwo bliskie stu procent, że spora firma będzie chciała mnie na pracownika.    Szczerze - nie znajduję lepszego dowodu na to, że się staram i odnoszę sukces. Oczywiście, miara sukcesu jest nierównomierna i różni się w przypadku każdego z nas. O tym właśnie chciałbym opowiedzieć - o sukcesach. Kilka wskazówek, może kilka przechwałek i wspomnienia od samego początku pracy w "firmie".

   Chyba najwyższa pora zrobić rozliczenie z samym sobą, spojrzeć na te kilka lat, w czasie których wiele się zmieniło. W jaki sposób wpłynęła na mnie praca i na co mam dalej siłę? Teraz jeszcze Ci nie powiem, ale po powrocie z pracy zrobię to na pewno. 
   Na razie czuję zapach świeżo zaparzonej kawy, pierwsza osoba pojawiła się na wykładzie. Sporo śniegu sypie za oknem. Ciekawe jak będzie wyglądał ten ostatni dzień? Ponoć wszystko w takie dni ma znaczenie.    Postaram się za kilka godzin usiąść i zrobić rachunek sumienia, ciekawe czy uda mi się to zrobić w pewnym ciekawym stylu. Tak, dzisiaj ważniejszy jest styl niż forma. Bo to co widzimy wpływa dopiero na to co czujemy. Dopiero z czasem jest odwrotnie...
A więc kolejny post rozpocznę słowami:

"Today was going to be my last day at work. Aga and I have decided that..."