środa, 3 marca 2010

Wiatr hula w kominie... czyli winds of change.

   A jednak nie jest tak źle, jak się z początku obawiałem. Strach ustępuje po kolejnych wieczorach spędzonych z nią. Chyba miałem rację - wszystko jest kwestią nieomylnego, upływającego czasu, który prostuje nasze myśli.

   Nawet wiatr za oknem zaczyna brzmieć znajomo, trochę jak wiatr hulający w naszym kominku.



   Jakkolwiek można mieć do niego pretensję, nic na to nie poradzimy. Pojawiło się sporo przysłów i wierszy na temat czasu, ale i tak nic nie potrafi dorównać pewnemu wierszowi, który zapamiętałem (w większej części) z zajęć na Amerykanistyce. Profesor Kolek był jednym z najlepszych w swoim fachu, a zajęcia na jego historii literatury do dzisiaj śnią mi się na jawie. Bardzo bym chciał jeszcze kiedyś móc tak wysilić swoje szare komórki... Było naprawdę ciężko. Odgadywać cudze myśli sprzed setek lat. Do dzisiaj mnie to fascynuje. Kto wie, może jeszcze do tego powrócę? Spis lektur do dziś trzymam w bliskiej odległości - tak na wszelki wypadek. Coś jak papieros wetknięty za ucho osób niepalących w kilku filmach zagranicznych. Takie zabezpieczenie - na wszelki wypadek.

Ale wystarczy o mnie. Robię miejsce dla wielkiego pisarza:

SIR WALTER RALEIGH, printed with his Prerogative of Parliaments, 1628 ;  written 1618.

EVEN SUCH IS TIME.

Even such is time, that takes on trust
    Our youth, our joys, our all we have,
And pays us but with earth and dust ;
    Who, in the dark and silent grave,
When we have wandered all our ways,
Shuts up the story of our days ;
But from this earth, this grave, this dust
My God shall raise me up, I trust !

A teraz tłumaczenie w moim wykonaniu. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek ktoś próbował to tłumaczyć... Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Taki jest ten Czas, co już nie zwraca,
  Naszej młodości, radości, wszystkiego.
Lecz ziemią i pyłem się nam odpłaca ;
  Kto z nas, gdy w ciemnym, cichym grobie,
Choć już się przeszło wszystkie drogi,
Ma władzę wstrzymać niebo i ziemię;
Lecz z tego grobu, ziemi i brudu,
Mój Bóg wskrzesi mnie, bez trudu!

Nie wiem, czy moje tłumaczenie oddaje to, co uwielbiam w tym wierszu, ale musisz mi uwierzyć - starałem się.

   Kolejny wieczór pokazuje bowiem, że nie mamy za bardzo wpływu na otoczenie, na świat, w którym przyszło nam żyć. Trzeba nauczyć się oceniać, co jest w naszym zasięgu.

   Dzięki temu zaczyna być coraz łatwiej. Praca dołożyła niezbędne zmęczenie - śpi się coraz lepiej. Jeszcze nie mamy wystarczająco siły i przyzwyczajenia, żeby po pracy jechać "na miasto" czy gdzieś tam. Komunikacja jest kiepska, ale przynajmniej z i do pracy mamy ułatwioną sprawę - jeździ tylko jedna linia, więc ciężko jest się pomylić. Na razie dni przypominają to, co robiliśmy do tej pory, tylko z drugiej strony. Jesteśmy poddawani szkoleniom i "metodom przystosowawczym" czyli dosłownie "niczemu" i tak jest najlepiej. Niedługo zaczną się kształtować grupy, pojawią się zadania. Coś się zacznie dziać.

   Niestety, niewiele mogę napisać o samej pracy i trzeba będzie się powstrzymywać, ale rozumiem to i szanuję. Tajemnica to tajemnica. Nie jestem typem plotkarza, więc będę mówił o czym mogę. Choć, tak między nami mówiąc, niewiele jest takich rzeczy... Ludzie są całkiem znośni, wygląda na to, że praca w środowisku ludzi o podobnych zainteresowaniach i predyspozycjach będzie się opłacać. Rozumie się dowcipy, polecenia, i tak dalej. Ale tak naprawdę, prawdziwa jazda zacznie się od poniedziałku i wtedy dopiero będę miał coś więcej do powiedzenia. Zmienią się warunki, nastawienie, tryb pracy i wiele innych rzeczy.

   Na razie, mam tylko dobre skojarzenia, kiedy widzę wschód słońca. Wiele osób mówi, że tak właśnie będzie. Nie mogę się doczekać, kiedy po pewnym czasie wciąż będę czuł to całkiem zwykłe odczucie, którego dotychczas mi trochę brakowało i brakuje wielu ludziom po otwarciu oczu: "To kolejny normalny dzień." Mam tylko nadzieję, że po takim czasie będę wiedział co oznacza "normalność"...