poniedziałek, 14 lutego 2011

A small measure of peace...

Wypijam łyk gorącej kawy. Promień słońca ogrzewa moją stopę, kiedy patrzę przez okno na świat. Czuję się dobrze...


Kłęby dymu powoli wzbijają się w jednym rytmie znad dachów sąsiednich domów. Po chwili znikają, bezpowrotnie. Czy moje życie jest równie ulotne?


Promienie słońca oślepiają, jeśli spojrzysz na niektóre okna. Czy z naszym życiem nie jest podobnie? Czy ten chwilowy blask nie zależy od miejsca, z którego patrzymy? Przecież dla mieszkańców tego domu to tylko ich okno. Dla mnie to ocean ognia. Pewnie jeśli spojrzeliby na moje okno pomyśleliby podobnie. Dlatego, czy warto porównywać? Chyba tylko po to, aby się zmotywować na krótki okres czasu. Bo przecież na końcu i tak liczą się dla nas te same rzeczy...


Kolejny łyk kawy. Zauważyliście, że często kawa jak i inne rzeczy przygotowywane w kuchni wychodzą najlepiej, kiedy nie staramy się zbyt mocno? Albo kiedy mają przyjść ważni goście - wtedy coś na pewno pójdzie nie tak. Smak się zmieni, konsystencja zawiedzie. Sernik lub biszkopt robiony bez okazji na pewno wyjdzie jak trzeba. Dlaczego? Bo myślisz o nim, a nie o efekcie jaki przyniesie. Nie o komplikacjach i problemach. Skupiasz się tylko na celu i smaku. Wydaje mi się, że tak samo jest także z naszym życiem. Za dużo czasu poświęcamy na zastanawianie się, czy efekt nas (lub co gorsza innych) zadowoli, czy osiągnę tym zachowaniem to co trzeba?


A tymczasem dni, których zbyt długo nie planowaliśmy są w naszej pamięci odznaczone niczym gwiazdką w Gmailu. One są naprawdę dobre. Być może nie najlepsze, ale dobre. A takie dni na pewno wystarczą, aby zbudować sobie solidny fundament do poszukiwania tych cudownych dni, których jeszcze nie znamy.


Zjadam ciastko czekoladowe własnej roboty. Czy wiesz co jest w nim pięknego? Za każdym razem kiedy je gryzę widzę nas oboje piekących je w kuchni. To jeden z "amuletów", które przynoszą szczęście. Wiem, że będę robić ciastka ze swoimi dziećmi. Wiesz, taki słoik z ciastkami schowany w szafce. Naprawdę wierzę, że takie słodycze domowej roboty mogą być lekarstwem na wszelkie zło tego świata. Jeśli wkładasz w nie serce i robisz je dla bliskich, to muszą być dobre. Chyba dotknąłem kolejnej prawdy o swoim życiu... a może o życiu w ogóle.


Dziękuję Ci, mamo.


Chciałbym, żeby więcej ludzi chciało żyć dla siebie i swoich bliskich. Może wtedy drobiazgi codzienności nie wpływałyby na nich tak bardzo psując smak prawdziwej czekolady...