Dni stały się naprawdę ciepłe. Temperatura z pewnością nie jest tak wysoka jak w Polsce, ale wilgotność powietrza daje o sobie znać o wiele mocniej. Jednak Norwegowie są do takiej pogody widocznie przyzwyczajeni. Jak się dowiedziałem, nie odczuwają aż tak mocno gorąca. To prawda, często widuję kogoś w bluzie, pomimo tego, że na dworze jest 25 stopni. Nie do końca to rozumiem, ale trudno.
Jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się być na dworze, ale to nie do końca prawda. Do godziny 15 nie wychodzi się z domów, chyba że trzeba. Ulice nagrzane po całym dniu dopiero po tej godzinie oddają ciepło. Nawet Norweg ma swoje granice... Oczywiście można się także udać na plażę. Na razie moją ulubioną jest Bygdoy, która znajduje się ok. 6km od miejsca, w którym mieszkam. Rowerem jedzie się szybko, droga prowadzi przez centrum i port. Po drodze mijam stację autobusową i kolejową. Tak naprawdę mając 45 minut i rower można zatem przejechać z jednego końca Oslo na drugi.
Za którymś razem mnogość ludzi już tak nie szokuje. Omijam ich, nie oglądam. Następuje w człowieku powoli zmiana - oswajania się z tłumem i różnorodnością. Takie dość przyjemne zobojętnienie, o którym już zapomniałem. Nie obchodzi cię, że ktoś na ciebie patrzy, to raczej odruch bezwarunkowy. Spróbuj popatrzeć na grupę jakichś "młodych ludzi" pijących piwo u nas. To trochę rozleniwia. Przyzwyczajasz się do turbanów, a trzeba zawsze być gotowym... to żart...
Plaże przypominają mi, tak jak pisałem wcześniej, plaże z naszych jezior sprzed 15 lat. Zdarza się namiot, ktoś rozpali ognisko lub grilla. Dzieci biegają na golasa. Przyjdzie bogaty i przyjdzie biedny. I w taki oto sposób spełnia się leninowskie marzenie o równości mas. Woda i piasek dla każdego takie same. Woda - równie zimna i słona, a piasek równie pełen ostrych muszli i kamieni.
Poznałem inną plażę. Na zdjęciu możecie ją porównać do wcześniejszej. W oddali widać setki ludzi na "niby piaszczystej", ja za to poszedłem na skalistą. Niewiele osób ją odwiedza, bo mimo wszystko opalanie się, kiedy leżysz na skałach nie należy do najprzyjemniejszych czynności. Ale coś za coś. Masz za to większą szansę na znalezienie ciekawego miejsca.
Ciekawa historia przydarzyła mi się ostatnim razem, kiedy odwiedziłem Bygdoy. Otóż, kiedy już chciałem się zbierać do domu pojawiła się na plaży jakaś znana para. Coś jakby nad Białym pojawiła się jakaś gwiazdeczka serialu tv. Trochę każdy patrzył, podziwiał. Ona blond, w białej sukience, piesek-szczur pod pachą, w drugiej ręce torebka zapewne zrobiona z jakiegoś wymierającego gatunku i na nosie okulary za moją roczną pensję. Na nogach pantofelki z diamencikami, w sam raz na plażę. On - wysportowany blondyn, błękitna koszulka la coste, i podobny zestaw obowiązkowy ze skórzanym neseserem, leżakiem, lodówką, i wieloma innymi klamotami. Przyznaję - zostałem chwilę dla nich. Patrzyłem jak wyszukują sobie miejsce pośród plebsu i wszystko ustawiają. Zajęli (a raczej zawłaszczyli) oczywiście pół hektara ziemi i zaczęli przygotowywać się do "plażowania". I wtedy stała się rzecz niesłychana, jakby Thor lub Odyn chcieli się trochę zabawić. Zerwał się sztorm i z jasnego nieba nagle zlepiły się chmury. W ciągu kilku chwil lunął zimny deszcz i zaczął to wszystko zmywać. Nie pomógł wodoodporny makijaż i żel na włosach. Zaczęło płynąć wszystko, włącznie z szampanem. A ja siedziałem pod drzewem i patrzyłem jak deszcz działa na tą parę niczym woda święcona na wampira... Wrzask i przerażenie. A może na dodatek zostawili otwarty dach w kabriolecie? Równość mas...
Nikogo to nie rusza, że ktoś przyjedzie pięknym autem na plażę. Na parkingu wiele różnorodnych aut, a mimo to, z tego co rozmawiałem, nie oglądają się ludzie za nimi. Niewiele jest przypadków jawnej i otwartej zazdrości. Dlaczego? Bo nawet nie mając pracy, a będąc norwegiem nie będziesz cierpieć głodu. Nawet za mizerną pracę odłożysz na samochód. A z bezrobociem na poziomie 2% (a czasem mniej) każdemu jest wszystko jedno... Dziwne uczucie wiedzieć, że jest się wśród ludzi, którzy nie muszą myśleć o pracy. Norweg także nie wybiera i nie porównuje w sklepie. Czuję się trochę dziwnie chodząc pomiędzy półkami i porównując ceny, ale cóż - takie życie turysty. Ponoć tylko starsze pokolenie, które miało do czynienia z biedą robi tak nadal. Nie kupuje pierwszej lepszej rzeczy, tylko myśli zanim kupi. To chyba niezdrowy nawyk, szczególnie, że kryzys zawita w końcu i do tego kraju.
Minął już miesiąc, ale to był dobry miesiąc. Na razie nie mam zbyt wielu ciekawostek do opowiedzenia. Wszystko tutaj powszednieje. Każdy dzień jest podobny do poprzedniego. Spacery i jazda rowerem nie sprawiają mi trudności. Trochę obojętnieję. I chyba dopiero teraz zaczyna się prawdziwy odpoczynek...
piątek, 26 lipca 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)