sobota, 15 stycznia 2011
Tam i z powrotem...
Nadchodzi długo oczekiwany moment. Pisałem już o tym, czym jest dla mnie Karate, ale nie zagłębiałem się w ten temat za bardzo. Może dlatego, że to dla mnie bardzo ważne i głębokie przeżycie. Za każdym razem gdy o tym pomyślę wzbiera we mnie siła zgromadzona gdzieś w środku. Ta pierwotna i nieograniczona.
Od kilku tygodni treningi dają mi siłę, żeby móc stanąć silniej na nogach. Nie czuję rewelacyjnej poprawy kondycji, ani siły uderzenia. Przynajmniej nie jestem w stanie tego zweryfikować... Treningi są wyzwaniem za każdym razem i odnajduję w sobie coraz nowsze słabości. Próbuję je pokonywać, ale nowe powstają na ich gruzach. I chyba o to chodzi. To jest istota Karate. Pozycje i kopnięcia nie tylko wzmacniają stawy, dają też oparcie nogom. Mogę pewniej nieść swój garb, a może przy okazji pomóc komuś bliskiemu?
Jutro wyjeżdżam na obóz o poranku. Czeka mnie tydzień żmudnej pracy nad sobą. Mam nadzieję, że okażę się wytrwały. Planuję wrócić stamtąd silniejszy. Potrzebuję oczyszczenia myśli, całkowitej izolacji. Chciałem wziąć laptopa, obejrzeć w nocy film, może pooglądać lekcje instruktażowe. Pomyślałem, że jednak zrobiłbym błąd. Spróbuję się sam ze swoimi myślami, zobaczymy kto wyjdzie z tego zwycięsko.
Szkoda, że śniegu zabraknie. Na dworze zimno, mokro i wietrznie. Istne Gotham City z pierwszego Batmana Tima Burtona... A chciałem odbyć chociaż jeden trening na mrozie. Zobaczymy jak będzie to wyglądać we mgle i deszczu?
Wezmę ze sobą zeszyt. Spróbuję zanotować swoje myśli. Mam ich kilka, zapisanych, ale mocno nieuporządkowanych. Chciałbym po przyjeździe móc się wysłowić. Wiem, że ten blog zasługuje na lepsze traktowanie. Mam sporo do powiedzenia, bo sporo się ostatnio wydarzyło. Jestem oficjalnie bezrobotny, dostałem pierwszy w życiu mandat, być może rozpocznę pracę w zawodzie, którego nigdy nie brałem pod uwagę. Jest tego sporo, prawda? Kiedy wrócę, możecie się spodziewać kilku stron tekstu.
Mam tylko nadzieję, że te treningi nie sprawią, że odechce mi się ćwiczyć na jakiś czas. Najważniejsze to nie myśleć o bólu, tylko szukać w sobie siły. Każdy ją w sobie posiada, wystarczy jedynie się do niej dokopać. A takie wypady, czy jak je nazwę "akcje krytyczne" mają w nas pobudzić drugie serce. Coś jak defibrylator przy nagłych zastojach serca. Dwie zimne, metalowe płytki przytknięte do nagiej piersi, wstrząs. I jeszcze raz. I w końcu upragniony dźwięk rytmicznej pracy serca. Każdy z nas musi wykonać taki ruch raz na jakiś czas. Inaczej serce i umysł obumierają (przecież i tak to robią co dnia...). Więc albo weźmiesz się w garść i zrobisz coś takiego, albo zacznie się powolne zapadanie w bagno. Cudowne uczucie tak się otrząsnąć. Człowiek jest pewny siebie, silny i odświeżony. Gorąco polecam, chociaż nie wiem co akurat pomoże tobie... Jeśli potrzebujesz wskazówki, być może do czegoś dojdziemy.
A może po prostu spróbuj Karate? Niejedną osobę nastawiło to odpowiednio do życia. Można się z tego śmiać, bądź się licytować. Ale naprawdę nie o to chodzi. Ten ekstremalny wysiłek wyzwala w nas tak wielką pewność siebie, że niemożliwe jest później jej nie wykorzystać w życiu codziennym. Tak, to jest aż tak proste. Chociaż być może po tym tygodniu zmienię zdanie... Oczekujcie nowin już wkrótce...
Subskrybuj:
Posty (Atom)