środa, 3 lipca 2013

Smak polskości

Minęło trochę czasu.

Zaczynam wierzyć w to, co mówią o tym kraju sami ludzie, którzy tutaj mieszkają. Można wpaść w pułapkę. Odmierzanie dni, godzin, jest zupełnie inne niż u nas. Przede wszystkim wpływa na to brak nocy. Czas po prostu trwa, ciągnie się. Nie można nawet do końca określić czy chcesz iść spać, czy może coś jeszcze robić w domu, na dworze. To chyba nie najlepsze co może Cię tutaj spotkać. Przez to ludzie są tacy lekko sprasowani. Stąd zapotrzebowanie na kawę. Ale stąd też zapotrzebowanie na inne zachowania.

Słyszałem, że młodzież jest często niezdyscyplinowana, sporo ludzi pije. Ale nie pije, żeby się zrelaksować, żeby szybciej usnąć itd. Piją, ponieważ chcą w jakiś sposób zaznaczyć swoją obecność. Naprawdę ciężko jest zrozumieć takie podejście, ale powoli zaczynam. Jakby jakaś dziwna siła skłaniała ludzi to odcinania się grubą kreską od pozostałych. Wierzcie mi, wracając do mieszkania o różnych porach, czy to 13 czy 23 przechadzając się pomiędzy blokami nie słyszy się nic. Pomimo otwartych okien nie grają zbyt głośno telewizory, nie słychać muzyki. Na ulicach prawie pusto. Światła się prawie nie palą, bo jest jasno, ale przecież prawie środek nocy. Czasem mam wrażenie, że miasto jest wymarłe. Momentami panuje grobowa cisza. A to i tak jest stolica. Jak jest gdzie indziej? Może czas pokaże. Jestem tego bardzo ciekawy.


Oliwia skończyła swój projekt. Statek jest skończony. Jest bardzo ładny, ale wymagał wielkiego nakładu pracy. Na początku myślałem że to nic wielkiego, ale jednak zmieniłem zdanie. Opukiwanie łyżeczką wielkiego okrętu, milimetr za milimetrem jest hipnotyzujące do oglądania, ale nie potrafiłbym być aż tak cierpliwy. Chyba.


W każdym razie dzisiaj z tej okazji (oraz kilku innych) robimy drobny obiad a'la Polska. Zrobiłem piroga biłgorajskiego. Zobaczymy jak wyjdzie. W smaku jest wyjątkowo dobry, robiłem go pierwszy raz. Ciekawe jak przypadnie do gustu innym. Do tego przygotowałem sos grzybowy. Nie sądzę aby istniało jakieś danie bardziej przypominające w smaku nasz region.



Jutro wybiorę się nad jezioro. Chciałem to zrobić wczoraj, ale padał deszcz. Temperatura spadła do ok. 15-17 stopni. Jest "rześko".

Ćwiczę codziennie. Staram się znaleźć motywację do ukończenia pewnego planu treningowego, ale jak to ze mną już zaczynam myśleć że robię coś nie tak. Ale nie mogę się poddawać. Przecież nie mogę ocenić czy dobrze to robię w trakcie planu. Szczególnie, że jest na tyle krótki, że za kilka dni ocenię co się zmieniło. Dużo medytuję. Spędzam czas sam ze sobą. Dziwi mnie naprawdę to, że nie tęsknię. To chyba najbardziej niepokojące. Tzn. chciałbym być w "domu", ale nie do końca wiem gdzie on jest. Nie wiem czy przebywanie  w Świdniku rekompensuje cały ból, który odczuwam kiedy tam jestem. Kiedy muszę znosić innych ludzi. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale zaczynam czuć, że patrząc z pewnej perspektywy nie bardzo chcę oglądać większość polskiego społeczeństwa. Dołóż do tego pracę i perspektywy i serce się uspokaja. Oczywiście tutaj też nie jest cudownie, ale sam dystans pozwala określić co mnie do tej pory tak bardzo drażniło. Od skuterków przez wrzeszczące małolaty i wrzeszczących dorosłych. Niebezpieczne drogi, niebezpieczne wieczory. Nasz kraj jest jednak trochę dziki. Każdy żyje w stresie i spodziewa się kolejnych kopniaków od losu. Tutaj jest zupełnie odwrotnie. Oczywiście, spodziewają się kryzysu, zmian na świecie, jak każdy. Ale to nie wpływa na jakość ich życia i samopoczucia w taki sposób.

To z pewnością świetny kraj na emeryturę. Czy dobry do życia teraz? Sam nie wiem. Jeszcze za krótko. Jeszcze trochę. Może coś się wyklaruje w najbliższych tygodniach. A teraz idę nakarmić znajomych pierogiem. Jestem bardzo ciekawy ich reakcji. Na pewno wam powiem.