piątek, 9 marca 2012

Theory of Replacement, czyli oczekiwana zamiana miejsc...

Właśnie mnie olśniło...


Człowiek jest w stanie tak skalibrować swój mózg, aby dostrzegał jedynie rzeczy, które jest w stanie aktualnie przetrawić. I nie jest to nawet kwestia w pełni podświadoma. Weźmy na przykład sytuację, kiedy mam zmierzyć się z jakąś przeszkodą w swoim życiu. Wiem, że jest ona olbrzymia, a porażka może zachwiać fundamentami mojej osobowości. Teoretycznie, zdrowym odruchem w przypadku stawienia czoła takiej przeszkodzie byłby strach. Ale jeśli posuniemy się o krok naprzód, można znaleźć coś jeszcze. Ewolucja strachu... Albo niekoniecznie ewolucja (bo to w gruncie rzeczy pozytywny proces), tylko metamorfoza.


Co się wtedy dzieje? Mój mózg szuka w najbliższym otoczeniu innych przeszkód, którymi mógłby się zająć, nakarmić. Gdyby mój pierwotny lęk zajmował 100% miejsca na strach w moim życiu, to mój mózg musiałby te 100% zastąpić czymś innym. Sumą składową... nie... sumą wszystkich strachów...


Tylko skąd on wie, że powinien się tym zajmować? Albo jest to proces tak ukryty i zakamuflowany w warstwie snu, albo wręcz przeciwnie. Robię to w pełni świadomie. Proszę sam siebie o to. Przed snem, w jego trakcie.


...nie ciebie mam, tylko strach...


Martyna Jakubowicz - Rosa taka sama od lat...


A więc to pewne. Jestem w stanie odsunąć strach mojego życia, moje ostateczne wyzwanie. Kosztem czego? Drobiazgów, które kiedyś nie były w stanie zająć mnie choćby na chwilę. Kosztem czasu, którego wymaga uporanie się z tymi drobiazgami. I siły. Bo czym jest jeden wielki wysiłek w porównaniu do powtarzającego się, nieustępującego zmęczenia? Ciekawe, czy za kilka lat będę pamiętał jak wyglądało to, czego kiedyś tak się obawiałem? I czy nie zasmuci mnie to, że zamieniłem wysiłku na zwalczenie go. Przecież każdy z nas ma taki ostateczny lęk w sobie. Na pewnym etapie swojego życia. Kiedy już wie, że albo zrobi ten krok, albo potwór w szafie lub pod łóżkiem zostanie tam na zawsze. I będzie wracał, w najmniej odpowiednich momentach.


Tyle, że największą zagadką spośród tych wszystkich zagadek jest:


ILE MAM JESZCZE CZASU ŻEBY SIĘ Z TYM ZMIERZYĆ?


Jedno jest pewne - coraz mniej.


Czuję, że nie dam dłużej sobą pomiatać. Dojrzewam do momentu, kiedy patrzę w lustro i wiem - niedługo będę gotowy. Albo przehandluję to za kilka mniejszych. Któraś opcja musi zostać wybrana.