poniedziałek, 15 lipca 2013

Jump in the line

Właśnie budzę się w mieszkaniu, które do nie dawna było miejscem chwilowym, noclegiem, a już wczoraj wracałem do niego myśląc, że dobrze tu będzie spać. Nawet tylko po 2 dniach przerwy. Człowiek szybko przyzwyczaja się do wygodnego łóżka.

W sobotę rano przed dworcem głównym w Oslo siedziałem i słuchałem muzyki, czekając na autobus i obserwowałem ludzi. Widziałem rodzinę, która wyszła na spacer wcześnie rano z małym dzieckiem, które karmiło mewy i gołębie swoją drożdżówką. Nawet kiedy wpadło w kałużę żadne z rodziców nie krzyknęło. Albo, kiedy mały zjadł z ziemi kawałek drożdżówki (szkoda mu było oddawać kawałka z rodzynką - doskonale go rozumiem...)

Była rodzinka, 2 + 3 która biegła na pociąg z bagażami. Nie rozumiałem nic, ale dziewczynka z wielką torbą miała za swoje. Chciała tyle ciuchów? Niech dźwiga.

Było też kilku robotników wracających po tygodniu pracy dokądś. Pili kawę i wyglądali na bardzo zmęczonych. Byli azjaci z komórkami i para podróżująca z plecakami i namiotem pod pachą. Miasto było ciche. Centrum Oslo, jeszcze przed obudzeniem, a była już 9:00.

Przed wejściem do dworca - wielka rzeźba tygrysa z brązu. To miało coś wspólnego z 1000 rocznicą Oslo w 2000 roku. Jakaś wielka firma budowlana chciała podarować miastu prezent, a miasto zażyczyło sobie tygrysa. Więc zbudowali im. Z brązu.


Po drodze "na wieś" zatrzymaliśmy się w IKEI. Popatrzyłem na towary, ale zrobiło mi się smutno - wszystko jest o wiele tańsze niż u nas. Nawet w przeliczeniu na złotówki. To lekko niezrozumiałe, niesprawiedliwe. Mam ze sobą katalog. Wierz mi, asortyment ten sam, ceny u nas wyższe. A wszystko i tak chińskie, rosyjskie itd.

Przetestowano też naszą dobroć i współczucie. Młodemu chłopakowi tuż przed Ikeą rozsypała się cała paleta truskawek, które miał zamiar sprzedać w sklepie. Musisz wiedzieć, że małe opakowanie truskawek jest bardzo drogim luksusem tutaj w Norwegii. Dobre truskawki to koszt ok. 40 koron (20zł) za małe opakowania. Nikt nie słyszał o "łobiankach". Tylko ludzie bogaci. Tak więc widząc jego rozpacz podeszliśmy i pomogliśmy mu zbierać to czerwone "złoto". Okazało się, że to Słowak, a to miał być jego ostatni dzień w pracy. Zebraliśmy co się dało z ulicy, za pomoc dał nam 4 opakowania. I tak było mu już trochę wszystko jedno. Smutna historia z happy endem dla nas.

Droga nad fiord prowadziła autostradą, a potem krętą ulicą. Najpierw wysoko w górę, potem w dolinę. Widok ciężko opisać. Piękne miejsce.


Przepraszam za ten słup, jechaliśmy dość szybko.


Sam dom schowany jest na wzgórzu, jak wiele okolicznych domów. Jest lekko zaniedbany, a dookoła znajduje się cmentarzysko mercedesów - hobby jednego z gości tam mieszkających. Niektóre to naprawdę klasyki. Trzeba by było kilkunastu lat, żeby samodzielnie je naprawić - to dobra perspektywa niekończącego się zajęcia.


Towarzystwa dotrzymywały koty i małe kociaki, które dopiero uczyły się poznawać teren. Siedząc pod domem można było usłyszeć szum rzeki, która płynęła nieopodal. Samochodów jak na lekarstwo - jeszcze ciszej niż w Oslo. Spokój i odosobnienie. 

Po przyjeździe stwierdziłem, że zdejmę zegarek. Nie liczenie czasu jest bardzo przyjemne w takich okolicznościach przyrody.


Truskawki okazały się być bardzo dobre. Smakowały wyjątkowo dobrze, szczególnie, że były ciężko zarobione... Norwegowie chwalą się, że ich truskawki są najlepsze na świecie. Są droższe od innych, bo "domowe" a nie sprowadzane. Ale i tak w sklepie znajduję tutaj pieczarki made in poland, kiedy u nas są często sprowadzane z Hiszpanii... Żaden specjalista ekonomista nie wytłumaczy mi, że to jest zdrowe i normalne. Szczególnie, że mają wa lasach tutaj grzyby.




Spędziłem trochę czasu pomagając w renowacji łódki. Nadawanie na nowo znaczenia starym przedmiotom jest bardzo przyjemnym zajęciem. Świadomość, że ktoś jeszcze będzie tego używał, a nie wyrzuci, zezłomuje jest bardzo cenna. Dodatkowo jeszcze jest z tego praca i zarobek. Czy nie tak powinno być? Robić to, co się kocha i żyć z tego? Wiem, ten tekst jest wyświechtany jak ta stara łódka, ale może kiedyś nabierze znaczenia.

Inna osoba mieszkająca w tym domu - Tim - dała mi sporo do myślenia. Zobaczyliśmy się raz, a praktycznie streścił mi historię swojego życia. I to jaką... Jest certyfikowanym specjalistą Microsoftu. Pracował dużo, pracował ciężko. Piął się w branży IT, aż nie wytrzymał. Nie zdawał sobie sprawy jak wiele odpowiedzialności na nim ciąży i co robi ze swoim życiem. Zarabiał wielkie pieniądze, ale nie chciał ich. Mieszka teraz na wsi, leczy się ze współczesnego zwariowanego świata, szuka spokoju w muzyce, tańcu. Jak stwierdził, to jedyne lekarstwo. Słucha dobrej muzyki, gra w lokalnym małym zespole na gitarze. Nie ma zbyt wiele, ale czuje się lepiej. Woli wdzięczność innego człowieka i uśmiech na jego twarzy niż gruby czek. To bardzo inteligentny człowiek, który porzucił to, do czego czasem wydawało mi się, że chcę dojść w życiu. Teraz, kiedy od pewnego czasu już nie jestem tego pewny, takie sytuacje są dla mnie wskazówkami.

Szczególnie, że w branży IT rzadko się spotyka drugą osobę, która robiła dokładnie to co ty...

Około kilometr od domu jest schowany wodospad. To coś idealnego na zbyt długie przemyśliwania na temat pracy. Trzeba się przecisnąć przez las i po chwili można cieszyć się takim widokiem:



Może następnym razem się tam wykąpię. Akurat ten dzień był dość chłodny, temperatura spadła, słońce schowało się za chmurami, wiatr był zimny. Woda, jak się domyślasz - mocno rześka.

Jest coś usypiającego w wodospadzie. Można słuchać jego szumu, odpłynąć myślami. To jeden z białych szumów albo szarych, dźwięków używanych do zakłócania naszych fal mózgowych. Tak jak stary dźwięk braku sygnału telewizyjnego. I kiedy na chwilę zapominasz gdzie jesteś i co tutaj robisz - patrzysz na te ogromne ilości wody spadające z dużej wysokości i rozumiesz, że niektórych rzeczy po prostu nie da się już zatrzymać, ani cofnąć... Dziwna metafora: niby woda spada całkiem wolno, ale i tak musi popłynąć korytem rzeki... Nie ma wyjścia. Aż do momentu, kiedy wystąpi z brzegów, bo nie wytrzyma naporu...





Plaża przy fiordzie to też wspaniałe miejsce. Pomimo tego, że nie było zbyt ciepło przyjechało kilka rodzin. Niedużo. I znowu - stoją różne łódki, sprzęty dookoła. Nikt nie psuje, nikt nie wrzeszczy. Wrażenie bezsensu dla takich zachowań jest tutaj wszechogarniające. Po co miałby człowiek coś zniszczyć, coś nieswojego? Pomimo tego, że ludzie do siebie raczej nie lgną, to jednak starają się być tolerancyjni. Przecież koniec końców wszyscy będziemy z tego korzystać. Czy to aż tak trudno pojąć? Każdy chce odpocząć, każdy ciężko pracuje. Każdy ma problemy i jest czasem sfrustrowany, nie tylko ty.

Kąpiel była zimna i orzeźwiająca. Pod wodą myślałem, że zejdę na zawał. Po zanurkowaniu przepłynął przeze mnie prąd od morza, diabelnie zimny. Po wyjściu jeszcze przez resztę dnia czułem go w kościach. Ale warto było! Tylko ta cholerna kamienno-skorupiasta plaża. Nie mogą sprowadzić piachu z Chin? Woda też inna - już nie słona. To dziwne, bo z drugiej strony Oslo jest słona jak diabli. 

Koniec końców uważam, że Norwegowie nie spędzają aż tak dużo czasu na swoich plażach. Nie jest to zbyt atrakcyjne. Zazwyczaj szuka się czegoś bardziej ekskluzywnego, innego od tego, co masz za oknem. Pewnie w ich oczach te widoki i te okolice są po prostu nudne.

Po powrocie w niedzielę poszliśmy do parku na piknik. Spotkaliśmy kilka osób. Siedzieliśmy wśród innych ludzi, robiliśmy jednorazowego grilla, piliśmy wino. Znowu - nikt wokoło nie ma nic przeciwko. Jest takich grup kilkanaście, każdy się bawi, rozmawia. Grają we frisbee, kręgle, krykieta, zwykłą piłkę. Palą te grille na trawie i zostawia to ślad. Ale nikt nie wrzeszczy z tego powodu - trawa odrośnie. A jeśli potrafisz wypić alkohol i nie zepsuć komuś dnia, to dlaczego nie możesz tego zrobić na świeżym powietrzu w towarzystwie znajomych? 

To bardzo słuszne podejście, ale dla mądrych ludzi. A w Polsce widocznie jest ich za mało...

Takiego pająka pewnie by ktoś zajumał w naszym rodzinnym kraju. A miała to być ozdoba, ciekawostka artystyczna. Teraz już przypięta łańcuchem do podłoża. Bo przecież fajnie by było mieć takie coś w ogrodzie. To prawie takie samo uczucie, jak to kiedy dowiadujesz się o ogrodzeniu drzew czereśni ze względu na "Polaków" i innych imigrantów w środku miasta. Może nawet nie chodzi o to, że ktoś zerwie czereśnię lub dwie, ale o to jak to zrobi. Łamanie gałęzi żeby wykraść owoc... To jak jechanie z M16 w dłoni, żeby krzewić wolność i sprawiedliwość.


W drodze powrotnej z parku zacząłem się zastanawiać dlaczego widzę tak dużo tych aut. Popytałem. Okazuje się, że to naprawdę wyjątkowe auto. Bardzo dobrze się sprawuje w trudnych norweskich warunkach, szczególnie z napędem na 4 koła i wydajną klimą. Norwegowie bardzo lubili to auto i stać ich było na oryginalne części. Wynikiem tego są bardzo dobrze zachowane egzemplarze tego cudeńka. Naprawdę szok... Pewnie gdybym miał kasę na oryginalne części auto pojeździłoby jeszcze długo. Miło słyszeć. Poniżej niestety nieco brudny egzemplarz. Będę się starał robić zdjęcia im wszystkim.


Idę kupić sobie lody. Słońce zachodzi i wychodzi zza chmur. Nie ma jak pojechać na wycieczkę - ma dzisiaj padać i nadejść burza. Mam czas na książkę, na ćwiczenie. Na razie nie czuję znaczącej różnicy w kondycji, ale waga mówi sama za siebie. Prawie miesiąc za mną, a ja ważę o 5 kilo mniej. Więc może kierunek jest dobry? Nie chodzę głodny, jem kiedy chcę. Wszędzie rowerem. Tak powinno to wyglądać do pewnego stopnia w domu. Więcej ruchu, a w tym samym momencie, więcej luzu. Robić to, co pozwoli ci się odprężyć. Nie iść tylko w kierunku - powinienem. To niby bardzo proste, a wciąż tego nie potrafię do końca. Nie wiem co mnie cieszy tak do samego cna, czy co mnie całkowicie uspokaja...

...ale wiem co jest blisko. Jednak na mojej liście znajdą się: wodospad w lesie i trampolina do skakania w ogrodzie. Już rozumiem co się stało z ludźmi, dlaczego tak usilnie chcą je mieć u siebie na działkach. Skakałem na niej jak małe dziecko i śmiałem się prawie do bólu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zabrakło mi powietrza ze śmiechu. I może właśnie o to chodzi... Chyba jestem na dobrej drodze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz